Wiadomości z frontu
Wrzesień 2007
Kilka tygodni temu przyszła mi do głowy myśl tak heretycka, że naprawdę mnie zaskoczyła. Może nie ma aż tak wielkiego znaczenia, gdzie się chodziło do college'u.
Dla mnie, podobnie jak dla wielu dzieciaków z klasy średniej, dostanie się na dobry uniwersytet było mniej więcej sensem życia, gdy dorastałem. Kim byłem? Studentem. Dobrze to robić oznaczało dobre oceny. Dlaczego trzeba było mieć dobre oceny? Aby dostać się na dobry uniwersytet. I po co się tam chciało iść? Wydawało się, że jest kilka powodów: więcej się nauczysz, dostaniesz lepszą pracę, zarobisz więcej pieniędzy. Ale nie miało znaczenia, jakie dokładnie będą korzyści. College był wąskim gardłem, przez które przechodziły wszystkie twoje przyszłe perspektywy; wszystko będzie lepsze, jeśli pójdziesz do lepszego college'u.
Kilka tygodni temu zdałem sobie sprawę, że gdzieś po drodze przestałem w to wierzyć.
Pierwszą rzeczą, która skłoniła mnie do refleksji, był nowy trend obsesyjnego martwienia się o to, do jakiego przedszkola chodzą twoje dzieci. Wydawało mi się, że to nie może mieć znaczenia. Albo nie pomoże to twojemu dziecku dostać się na Harvard, albo jeśli pomoże, to dostanie się na Harvard już nie będzie wiele znaczyć. A potem pomyślałem: ile to w ogóle znaczy nawet teraz?
Okazuje się, że mam na ten temat wiele danych. Moi trzej partnerzy i ja prowadzimy firmę inwestycyjną na etapie zalążkowym o nazwie Y Combinator. Inwestujemy, gdy firma to tylko kilku facetów i pomysł. Pomysł nie ma wielkiego znaczenia; i tak się zmieni. Większość naszej decyzji opiera się na założycielach. Średni założyciel jest trzy lata po studiach. Wielu właśnie ukończyło studia; kilku wciąż studiuje. Jesteśmy więc w podobnej sytuacji jak program studiów podyplomowych lub firma zatrudniająca ludzi prosto po studiach. Z tą różnicą, że nasze wybory są natychmiast i widocznie testowane. Istnieją dwa możliwe wyniki dla startupu: sukces lub porażka – i zazwyczaj w ciągu roku wiadomo, który to będzie.
Test stosowany do startupu jest jednym z najczystszych testów w świecie rzeczywistym. Startup odnosi sukces lub ponosi porażkę w zależności prawie wyłącznie od wysiłków założycieli. Sukces jest decydowany przez rynek: odnosisz sukces tylko wtedy, gdy użytkownicy lubią to, co zbudowałeś. A użytkowników nie obchodzi, gdzie chodziłeś do college'u.
Oprócz precyzyjnie mierzalnych wyników, mamy ich wiele. Zamiast zawierać niewielką liczbę dużych transakcji, jak tradycyjny fundusz venture capital, zawieramy dużą liczbę małych. Obecnie finansujemy około 40 firm rocznie, wybranych spośród około 900 wniosków reprezentujących łącznie około 2000 osób. [1]
Dzięki liczbie ocenianych osób i szybkiemu, jednoznacznemu testowi, któremu poddawane są nasze wybory, Y Combinator stał się bezprecedensową okazją do nauki wybierania zwycięzców. Jedną z najbardziej zaskakujących rzeczy, których się nauczyliśmy, jest to, jak niewiele znaczy to, gdzie ludzie chodzili do college'u.
Myślałem, że już się wyleczyłem z przejmowania się tym. Nic tak nie leczy z iluzji na temat przeciętnego studenta Harvardu, jak studia podyplomowe na Harvardzie. A jednak Y Combinator pokazał nam, że nadal przeceniamy ludzi, którzy chodzili do elitarnych college'ów. Przeprowadzaliśmy rozmowy z ludźmi z MIT, Harvardu czy Stanfordu i czasami myśleliśmy: oni muszą być mądrzejsi, niż się wydają. Potrzebowaliśmy kilku iteracji, aby nauczyć się ufać naszym zmysłom.
Praktycznie każdy myśli, że ktoś, kto chodził do MIT, Harvardu czy Stanfordu, musi być mądry. Nawet ludzie, którzy cię za to nienawidzą, tak myślą.
Ale kiedy pomyślisz o tym, co oznacza chodzenie do elitarnego college'u, jak to może być prawdą? Mówimy o decyzji podjętej przez pracowników rekrutacyjnych – zasadniczo ludzi z HR – na podstawie pobieżnego przeglądu ogromnej sterty przygnębiająco podobnych podań złożonych przez siedemnastolatków. I na czym oni mają się opierać? Łatwy do oszukania test standaryzowany; krótki esej mówiący, co dziecko myśli, że chcesz usłyszeć; rozmowa z przypadkowym absolwentem; wyniki z liceum, które są w dużej mierze wskaźnikiem posłuszeństwa. Kto polegałby na takim teście?
A jednak wiele firm tak robi. Wiele firm jest bardzo pod wpływem tego, gdzie aplikujący chodzili do college'u. Jak to możliwe? Myślę, że znam odpowiedź.
Kiedyś w świecie korporacji istniało powiedzenie: „Nikt nigdy nie został zwolniony za kupowanie IBM”. Już się tego nie słyszy w odniesieniu do IBM, ale idea jest bardzo żywa; istnieje cała kategoria firm zajmujących się oprogramowaniem „enterprise”, które istnieją, aby ją wykorzystać. Ludzie kupujący technologię dla dużych organizacji nie przejmują się tym, że płacą fortunę za przeciętne oprogramowanie. To nie ich pieniądze. Chcą po prostu kupić od dostawcy, który wydaje się bezpieczny – firmy z ugruntowaną nazwą, pewnymi siebie sprzedawcami, imponującymi biurami i oprogramowaniem zgodnym z aktualnymi modami. Niekoniecznie firmy, które dostarczą tyle, co firma, która, nawet jeśli zawiedzie, nadal będzie wyglądać na rozsądny wybór. Tak więc firmy ewoluowały, aby wypełnić tę niszę.
Rekruter w dużej firmie jest w podobnej sytuacji jak ktoś, kto kupuje dla niej technologię. Jeśli ktoś chodził do Stanfordu i nie jest ewidentnie szalony, prawdopodobnie jest bezpiecznym wyborem. A bezpieczny wybór wystarczy. Nikt nigdy nie ocenia rekruterów na podstawie późniejszych wyników osób, które odrzucili. [2]
Nie twierdzę oczywiście, że elitarne college ewoluowały, aby wykorzystywać słabości dużych organizacji w taki sam sposób, jak firmy z oprogramowaniem enterprise. Ale działają tak, jakby to robiły. Oprócz siły marki, absolwenci elitarnych college'ów mają dwie kluczowe cechy, które idealnie pasują do sposobu działania dużych organizacji. Dobrze wykonują to, o co są proszeni, ponieważ to właśnie liczy się, aby zadowolić dorosłych, którzy oceniają cię w wieku siedemnastu lat. A chodzenie do elitarnego college'u sprawia, że są bardziej pewni siebie.
Dawniej, kiedy ludzie mogli spędzić całą karierę w jednej dużej firmie, te cechy musiały być bardzo cenne. Absolwenci elitarnych college'ów byliby zdolni, a jednocześnie ulegli wobec władzy. A ponieważ indywidualne wyniki są tak trudne do zmierzenia w dużych organizacjach, ich własna pewność siebie byłaby punktem wyjścia dla ich reputacji.
W nowym świecie startupów sprawy mają się bardzo inaczej. Nie moglibyśmy uratować nikogo przed oceną rynku, nawet gdybyśmy chcieli. A bycie czarującym i pewnym siebie nic nie znaczy dla użytkowników. Wszystko, co obchodzi użytkowników, to czy stworzyłeś coś, co im się podoba. Jeśli nie, jesteś martwy.
Świadomość nadchodzącego testu sprawia, że pracujemy znacznie ciężej, aby uzyskać właściwe odpowiedzi, niż ktokolwiek, kto po prostu zatrudnia ludzi. Nie możemy sobie pozwolić na żadne iluzje co do predyktorów sukcesu. I odkryliśmy, że różnica między szkołami jest tak znacznie mniejsza niż różnica między jednostkami, że jest nieznaczna w porównaniu. Możemy dowiedzieć się o kimś więcej w pierwszej minucie rozmowy z nim, niż wiedząc, gdzie studiował.
Kiedy tak to ujmujesz, wydaje się to oczywiste. Patrz na jednostkę, a nie na to, gdzie chodziła do college'u. Ale to słabsze stwierdzenie niż myśl, od której zacząłem, że nie ma wielkiego znaczenia, gdzie dana osoba chodzi do college'u. Czyż nie uczysz się rzeczy w najlepszych szkołach, których nie nauczyłbyś się w gorszych miejscach?
Wygląda na to, że nie. Oczywiście nie można tego udowodnić w przypadku pojedynczej osoby, ale można to stwierdzić na podstawie dowodów zbiorczych: nie można, bez pytania ich, odróżnić osób, które chodziły do jednej szkoły, od tych, które chodziły do innej, trzy razy niżej na liście US News. [3] Spróbuj i zobacz.
Jak to możliwe? Ponieważ to, ile się uczysz w college'u, zależy znacznie bardziej od ciebie niż od college'u. Zdeterminowany imprezowicz może przejść przez najlepszą szkołę, niczego się nie ucząc. A ktoś z prawdziwym pragnieniem wiedzy będzie w stanie znaleźć kilka mądrych osób, od których można się uczyć, w szkole, która wcale nie jest prestiżowa.
Inni studenci są największą zaletą chodzenia do elitarnego college'u; uczysz się od nich więcej niż od profesorów. Ale powinieneś być w stanie to odtworzyć na większości uczelni, jeśli świadomie postarasz się znaleźć mądrych przyjaciół. Na większości uczelni można znaleźć co najmniej garstkę innych mądrych studentów, a większość ludzi i tak ma tylko garstkę bliskich przyjaciół w college'u. [4] Szanse na znalezienie mądrych profesorów są jeszcze lepsze. Krzywa dla wykładowców jest znacznie bardziej płaska niż dla studentów, zwłaszcza w matematyce i naukach ścisłych; trzeba zejść dość daleko na liście uczelni, zanim przestanie się znajdować mądrych profesorów na wydziale matematyki.
Tak więc nic dziwnego, że uznaliśmy względny prestiż różnych uczelni za bezużyteczny w ocenie jednostek. Istnieje wiele przypadkowości w tym, jak uczelnie wybierają ludzi, a to, czego się tam uczą, zależy znacznie bardziej od nich niż od uczelni. Między tymi dwoma źródłami zmienności, uczelnia, do której ktoś chodził, niewiele znaczy. Jest to do pewnego stopnia predyktor zdolności, ale tak słaby, że uważamy go głównie za źródło błędów i świadomie staramy się go ignorować.
Nie sądzę, aby to, czego odkryliśmy, było anomalią specyficzną dla startupów. Prawdopodobnie ludzie zawsze przeceniali znaczenie tego, gdzie ktoś chodzi do college'u. Dopiero teraz jesteśmy w stanie to zmierzyć.
Niefortunne jest nie tylko to, że ludzie są oceniani na podstawie tak powierzchownego testu, ale także to, że tak wielu ocenia siebie na jego podstawie. Wiele osób, prawdopodobnie większość ludzi w Ameryce, ma pewien poziom niepewności co do tego, gdzie lub czy w ogóle chodziło do college'u. Tragedią tej sytuacji jest to, że największą przeszkodą w niechodzeniu do college'u, do którego chcielibyśmy pójść, jest własne poczucie, że czegoś nam przez to brakuje. College są pod tym względem trochę jak ekskluzywne kluby. Jest tylko jedna prawdziwa zaleta bycia członkiem większości ekskluzywnych klubów: wiesz, że nie przegapisz wiele, jeśli nie będziesz członkiem. Kiedy jesteś wykluczony, możesz tylko sobie wyobrażać zalety bycia wtajemniczonym. Ale niezmiennie są one większe w twojej wyobraźni niż w rzeczywistości.
Tak samo jest z college'ami. College się różnią, ale nie są wcale tym przeznaczeniem, jakim wyobraża sobie je tak wiele osób. Ludzie nie są tym, co jakiś pracownik rekrutacyjny o nich zdecyduje w wieku siedemnastu lat. Są tym, czym się sami staną.
Rzeczywiście, wielką zaletą nieprzejmowania się tym, gdzie ludzie chodzili do college'u, jest nie tylko to, że możesz przestać ich (i siebie) oceniać na podstawie powierzchownych miar, ale także to, że możesz skupić się zamiast tego na tym, co naprawdę ważne. Ważne jest to, czym się samemu stanie. Myślę, że to powinniśmy powiedzieć dzieciom. Ich zadaniem nie jest zdobywanie dobrych ocen, aby dostać się na dobry uniwersytet, ale uczenie się i działanie. I to nie tylko dlatego, że jest to bardziej satysfakcjonujące niż sukces doczesny. To coraz częściej będzie droga do sukcesu doczesnego.
Przypisy
[1] Czy to, co mierzymy, jest warte mierzenia? Myślę, że tak. Można się wzbogacić po prostu będąc energicznym i pozbawionym skrupułów, ale wzbogacenie się dzięki startupowi technologicznemu wymaga pewnej inteligencji. Jest to rodzaj pracy, którą ceni sobie klasa średnia wyższa; ma ona mniej więcej taki sam komponent intelektualny, jak bycie lekarzem.
[2] Właściwie kiedyś ktoś to zrobił. Żona Mitcha Kapora, Freada, była odpowiedzialna za HR w Lotus we wczesnych latach. (Jak z uporem podkreśla, nie nawiązali romantycznego związku aż później.) Pewnego razu martwili się, że Lotus traci swoją startupową dynamikę i staje się dużą firmą. Więc jako eksperyment wysłała swoim rekruterom CV pierwszych 40 pracowników, ze zmienionymi danymi identyfikacyjnymi. To byli ludzie, którzy uczynili Lotus gwiazdą, którą był. Ani jedna osoba nie dostała zaproszenia na rozmowę.
[3] Lista US News? Z pewnością nikt jej nie ufa. Nawet jeśli statystyki, które biorą pod uwagę, są użyteczne, jak decydują o względnych wagach? Powodem, dla którego lista US News jest znacząca, jest właśnie to, że są one tak intelektualnie nieuczciwe w tym względzie. Nie ma zewnętrznego źródła, którego mogliby użyć do kalibracji wag statystyk, których używają; gdyby istniało, moglibyśmy po prostu użyć go zamiast tego. To, co muszą zrobić, to dostosować wagi, aby najlepsze szkoły były zwykłymi podejrzanymi w mniej więcej właściwej kolejności. Tak więc w efekcie lista US News mówi nam, co redaktorzy uważają za najlepsze szkoły, co prawdopodobnie nie odbiega daleko od konwencjonalnej mądrości w tej kwestii. Zabawne jest to, że ponieważ niektóre szkoły ciężko pracują, aby oszukać system, redaktorzy będą musieli stale dostosowywać swój algorytm, aby uzyskać pożądane rankingi.
[4] Możliwe nie oznacza łatwe, oczywiście. Mądry student na uczelni imprezowej nieuchronnie będzie czymś w rodzaju wyrzutka, tak jak byłby w większości liceów.
Dzięki Trevorowi Blackwellowi, Sarah Harlin, Jessice Livingston, Jackie McDonough, Peterowi Norvigowi i Robertowi Morrisowi za przeczytanie wersji roboczych tego tekstu.