Czy patenty na oprogramowanie są złe?
Marzec 2006
(Ten esej pochodzi z wykładu w Google.)
Kilka tygodni temu, ku swojemu zaskoczeniu, odkryłem, że przyznano mi cztery patenty. Było to tym bardziej zaskakujące, że złożyłem wniosek tylko o trzy. Patenty oczywiście nie są moje. Zostały przypisane Viaweb, a następnie przeszły na Yahoo, gdy nas kupili. Ale ta wiadomość skłoniła mnie do przemyślenia kwestii patentów na oprogramowanie w ogóle.
Patenty to trudny problem. Musiałem doradzać większości startupów, które finansowaliśmy, w sprawach patentowych i mimo wieloletniego doświadczenia nadal nie jestem pewien, czy udzielam właściwych rad.
Jedno, w czym jestem dość pewien, to że jeśli jesteś przeciwny patentom na oprogramowanie, jesteś przeciwny patentom w ogóle. Stopniowo nasze maszyny składają się coraz bardziej z oprogramowania. Rzeczy, które kiedyś były wykonywane za pomocą dźwigni, krzywek i kół zębatych, są teraz wykonywane za pomocą pętli, drzew i zamknięć. Nie ma nic specjalnego w fizycznych ucieleśnieniach systemów sterowania, co czyniłoby je patentowalnymi, a ich programowym odpowiednikom już nie.
Niestety, prawo patentowe jest w tej kwestii niespójne. Prawo patentowe w większości krajów mówi, że algorytmy nie są patentowalne. Ta zasada pochodzi z czasów, gdy „algorytm” oznaczał coś w rodzaju Sita Eratostenesa. W 1800 roku ludzie nie widzieli tak wyraźnie jak my, że wiele patentów na przedmioty mechaniczne było w rzeczywistości patentami na algorytmy, które ucieleśniały.
Prawnicy patentowi nadal muszą udawać, że właśnie to robią, gdy patentują algorytmy. Nie wolno używać słowa „algorytm” w tytule wniosku patentowego, tak jak nie wolno używać słowa „eseje” w tytule książki. Jeśli chcesz opatentować algorytm, musisz przedstawić go jako system komputerowy wykonujący ten algorytm. Wtedy jest mechaniczny; uff. Domyślnym eufemizmem dla algorytmu jest „system i metoda”. Spróbuj wyszukać tę frazę w bazie patentów i zobacz, ile wyników uzyskasz.
Ponieważ patenty na oprogramowanie nie różnią się od patentów na sprzęt, ludzie mówiący „patenty na oprogramowanie są złe” mówią po prostu „patenty są złe”. Dlaczego więc tak wiele osób narzeka konkretnie na patenty na oprogramowanie?
Myślę, że problem leży bardziej po stronie urzędu patentowego niż samej koncepcji patentów na oprogramowanie. Kiedy oprogramowanie spotyka się z rządem, dzieją się złe rzeczy, ponieważ oprogramowanie zmienia się szybko, a rząd powoli. Urząd patentowy został przytłoczony zarówno przez liczbę, jak i nowość wniosków o patenty na oprogramowanie, i w rezultacie popełnił wiele błędów.
Najczęstszym jest przyznawanie patentów, które nie powinny być przyznawane. Aby wynalazek był patentowalny, musi być czymś więcej niż tylko nowy. Musi być również nieoczywisty. I właśnie tutaj USPTO zawiodło. Ikona na Slashdot obrazowo przedstawia ten problem: nóż i widelec ze słowami „patent pending” nałożonymi na nie.
Przerażające jest to, że jest to jedyna ikona, jaką mają dla historii o patentach. Czytelnicy Slashdot zakładają teraz, że każda historia o patencie będzie dotyczyć wadliwego patentu. Tak złe stało się to problem.
Problem ze słynnym patentem Amazon na jednoklikowe zakupy, na przykład, nie polega na tym, że jest to patent na oprogramowanie, ale na tym, że jest oczywisty. Każdy sklep internetowy, który przechowywałby adresy wysyłkowe klientów, wdrożyłby to. Powodem, dla którego Amazon zrobił to pierwszy, nie było to, że byli szczególnie mądrzy, ale dlatego, że byli jednym z pierwszych serwisów z wystarczającą siłą przebicia, aby zmusić klientów do zalogowania się przed dokonaniem zakupu. [1]
My, jako hakerzy, wiemy, że USPTO pozwala ludziom patentować noże i widelce naszego świata. Problem w tym, że USPTO nie są hakerami. Prawdopodobnie są dobrzy w ocenie nowych wynalazków do odlewania stali lub szlifowania soczewek, ale jeszcze nie rozumieją oprogramowania.
W tym momencie optymista byłby skłonny dodać „ale w końcu zrozumieją”. Niestety, może to nie być prawda. Problem z patentami na oprogramowanie jest przykładem bardziej ogólnego problemu: urząd patentowy potrzebuje czasu, aby zrozumieć nową technologię. Jeśli tak, ten problem będzie się tylko pogarszał, ponieważ tempo zmian technologicznych wydaje się rosnąć. Za trzydzieści lat urząd patentowy może zrozumieć rzeczy, które teraz patentujemy jako oprogramowanie, ale będą inne nowe rodzaje wynalazków, których będą rozumieć jeszcze mniej.
Aplikowanie o patent to negocjacje. Zazwyczaj składasz wniosek o szerszy patent, niż myślisz, że uzyskasz, a egzaminatorzy odpowiadają, odrzucając niektóre z twoich roszczeń i przyznając inne. Więc tak naprawdę nie obwiniam Amazon za złożenie wniosku o patent na jednoklikowe zakupy. Wielkim błędem było urzędu patentowego, że nie nalegał na coś węższego, z rzeczywistą techniczną treścią. Przyznając tak szeroki patent, USPTO w efekcie przespało się z Amazon już na pierwszej randce. Czy Amazon miał odmówić?
Tam, gdzie Amazon przeszedł na ciemną stronę, nie było składanie wniosku o patent, ale jego egzekwowanie. Wiele firm (na przykład Microsoft) uzyskało dużą liczbę absurdalnie szerokich patentów, ale przechowuje je głównie w celach obronnych. Podobnie jak broń jądrowa, główną rolą portfeli patentowych dużych firm jest grożenie każdemu, kto ich zaatakuje, kontrpozwem. Pozew Amazon przeciwko Barnes & Noble był zatem odpowiednikiem pierwszego uderzenia nuklearnego.
Ten pozew prawdopodobnie zaszkodził Amazon bardziej, niż im pomógł. Barnes & Noble był słabym serwisem; Amazon i tak by ich zmiażdżył. Aby zaatakować rywala, którego mogli zignorować, Amazon nałożył trwałą czarną plamę na własną reputację. Nawet teraz myślę, że gdybyś zapytał hakerów o skojarzenia z Amazon, patent na jednoklikowe zakupy pojawiłby się w pierwszej dziesiątce tematów.
Google oczywiście nie uważa, że samo posiadanie patentów jest złe. Złożyli ich wiele wniosków. Czy są hipokrytami? Czy patenty są złe?
Istnieją w zasadzie dwa warianty tego pytania, a ludzie odpowiadający na nie często nie są jasni co do tego, na które odpowiadają. Jest wariant wąski: czy w obecnym systemie prawnym źle jest składać wnioski o patenty? A także szerszy: czy źle jest to, że obecny system prawny dopuszcza patenty?
To są oddzielne pytania. Na przykład, w społeczeństwach przedindustrialnych, takich jak Europa średniowieczna, gdy ktoś cię atakował, nie wzywałeś policji. Policji nie było. Gdy byłeś atakowany, miałeś się bronić, a istniały konwencje dotyczące tego, jak to zrobić. Czy to było złe? To dwa pytania: czy źle było brać sprawiedliwość we własne ręce, i czy źle było to, że musiałeś to robić? Mamy tendencję mówić tak na drugie, ale nie na pierwsze. Jeśli nikt inny cię nie obroni, musisz się bronić sam. [2]
Sytuacja z patentami jest podobna. Biznes to rodzaj rytualizowanej wojny. Rzeczywiście, wyewoluował z faktycznej wojny: większość wczesnych kupców zmieniała się na bieżąco z kupców w piratów, w zależności od tego, jak silni się wydawali. W biznesie istnieją pewne zasady opisujące, jak firmy mogą i nie mogą ze sobą konkurować, a ktoś, kto decyduje, że będzie grał według własnych zasad, mija się z celem. Mówienie „nie będę składał wniosków o patenty tylko dlatego, że wszyscy inni to robią” nie jest jak mówienie „nie będę kłamał tylko dlatego, że wszyscy inni to robią”. To bardziej jak mówienie „nie będę używał TCP/IP tylko dlatego, że wszyscy inni to robią”. Och, tak, będziesz.
Bardziej trafnym porównaniem może być ktoś, kto po raz pierwszy widzi mecz hokeja, ze zdumieniem zdając sobie sprawę, że gracze celowo się zderzali, i decydując, że nigdy nie będzie tak niegrzeczny podczas gry w hokeja.
Hokej dopuszcza przepychanki. To część gry. Jeśli twoja drużyna odmówi ich wykonania, po prostu przegrasz. Tak samo jest w biznesie. Według obecnych zasad, patenty są częścią gry.
Co to oznacza w praktyce? Mówimy startupom, które finansujemy, aby nie martwiły się naruszeniem patentów, ponieważ startupy rzadko są pozywane za naruszenie patentów. Istnieją tylko dwa powody, dla których ktoś mógłby cię pozwać: dla pieniędzy lub aby uniemożliwić ci konkurowanie z nim. Startupy są zbyt biedne, aby warto było je pozywać dla pieniędzy. I w praktyce nie wydają się być często pozywane przez konkurentów. Nie są pozywane przez inne startupy, ponieważ (a) sprawy patentowe są kosztownym rozproszeniem uwagi, a (b) ponieważ inne startupy są tak młode jak one, ich patenty prawdopodobnie jeszcze nie zostały przyznane. [3] Ani startupy, przynajmniej w branży oprogramowania, nie wydają się być często pozywane przez ugruntowanych konkurentów. Pomimo wszystkich patentów, które posiada Microsoft, nie znam przypadku, w którym pozwaliby startup za naruszenie patentu. Firmy takie jak Microsoft i Oracle nie wygrywają wygrywając procesy sądowe. To zbyt niepewne. Wygrywają, blokując konkurentów z ich kanałów sprzedaży. Jeśli uda ci się ich zagrozić, bardziej prawdopodobne jest, że cię kupią, niż pozwają.
Gdy czytasz o dużych firmach składających pozwy patentowe przeciwko mniejszym, zazwyczaj jest to duża firma na schyłku, chwytająca się brzytwy. Na przykład próby Unisys egzekwowania swojego patentu na kompresję LZW. Kiedy widzisz, jak duża firma grozi pozwami patentowymi, sprzedawaj. Kiedy firma zaczyna walczyć o własność intelektualną, jest to znak, że przegrała prawdziwą bitwę o użytkowników.
Firma, która pozywa konkurentów za naruszenie patentów, jest jak obrońca, który został tak gruntownie pokonany, że zwraca się do sędziego z prośbą. Nie robisz tego, jeśli nadal możesz dosięgnąć piłki, nawet jeśli szczerze wierzysz, że zostałeś sfaulowany. Więc firma grożąca pozwami patentowymi to firma w kłopotach.
Kiedy pracowaliśmy nad Viaweb, większa firma z branży e-commerce uzyskała patent na zamawianie online, lub coś w tym stylu. Dostałem telefon od wiceprezesa z zapytaniem, czy chcielibyśmy go licencjonować. Odpowiedziałem, że uważam, że patent jest całkowicie fałszywy i nigdy nie utrzyma się w sądzie. „Ok”, odpowiedział. „Więc, czy zatrudniacie?”
Jeśli jednak twój startup stanie się wystarczająco duży, zaczniesz być pozywany, niezależnie od tego, co robisz. Jeśli na przykład wejdziesz na giełdę, zostaniesz pozwany przez wielu patentowych trolli, którzy mają nadzieję, że zapłacisz im, aby odejść. Więcej o nich później.
Innymi słowy, nikt nie będzie cię pozywał za naruszenie patentu, dopóki nie będziesz miał pieniędzy, a gdy będziesz miał pieniądze, ludzie będą cię pozywać, niezależnie od tego, czy mają podstawy, czy nie. Więc radzę fatalizm. Nie trać czasu na martwienie się o naruszenie patentów. Prawdopodobnie naruszasz patent za każdym razem, gdy wiążesz sznurówki. Na początku, przynajmniej, po prostu martw się o stworzenie czegoś wspaniałego i zdobycie wielu użytkowników. Jeśli rozwiniesz się do punktu, w którym ktokolwiek uzna cię za godnego ataku, dobrze sobie radzisz.
Doradzamy firmom, które finansujemy, aby składały wnioski o patenty, ale nie po to, aby pozywać konkurentów. Udane startupy albo zostają kupione, albo rozwijają się w duże firmy. Jeśli startup chce stać się dużą firmą, powinien składać wnioski o patenty, aby zbudować portfel patentowy, który będzie potrzebny do utrzymania zbrojnego rozejmu z innymi dużymi firmami. Jeśli chcą zostać kupione, powinny składać wnioski o patenty, ponieważ patenty są częścią tańca godowego z nabywcami.
Większość startupów, które odnoszą sukcesy, robi to poprzez sprzedaż, a większość nabywców interesuje się patentami. Nabycia startupów są zazwyczaj decyzją „zbuduj vs kup” dla nabywcy. Czy powinniśmy kupić ten mały startup, czy zbudować własny? A dwa czynniki, w szczególności, skłaniają ich do niebudowania własnego: jeśli już masz dużą i szybko rosnącą bazę użytkowników, i jeśli masz dość solidny wniosek patentowy na kluczowe części swojego oprogramowania.
Istnieje trzeci powód, dla którego duże firmy powinny preferować kupowanie nad budowaniem: że gdyby zbudowały własne, zepsułyby to. Ale niewiele dużych firm jest jeszcze na tyle mądrych, by się do tego przyznać. Zazwyczaj inżynierowie nabywcy są pytani, jak trudno byłoby firmie zbudować własne, i przeceniają swoje możliwości. [4] Patent wydaje się zmieniać równowagę. Daje nabywcy wymówkę, by przyznać, że nie mogli skopiować tego, co robisz. Może również pomóc im zrozumieć, co jest wyjątkowe w twojej technologii.
Szczerze mówiąc, zaskakuje mnie, jak małą rolę odgrywają patenty w branży oprogramowania. To trochę ironiczne, biorąc pod uwagę wszystkie straszne rzeczy, które eksperci mówią o patentach na oprogramowanie hamujących innowacje, ale gdy przyjrzymy się bliżej branży oprogramowania, najbardziej uderzające jest to, jak niewiele znaczą patenty.
W innych dziedzinach firmy regularnie pozywają konkurentów za naruszenie patentów. Na przykład, rynek skanerów bagażu lotniskowego przez wiele lat był przytulnym duopolem dzielonym między dwie firmy, InVision i L-3. W 2002 roku pojawił się startup o nazwie Reveal, z nową technologią, która pozwoliła im budować skanery o jednej trzeciej wielkości. Zostali pozwani za naruszenie patentów, zanim jeszcze wprowadzili produkt na rynek.
Rzadko słyszy się takie historie w naszym świecie. Jedynym przykładem, jaki znalazłem, jest, co zawstydzające, Yahoo, które złożyło pozew patentowy przeciwko startupowi gamingowemu o nazwie Xfire w 2005 roku. Xfire nie wydaje się być wielką sprawą, i trudno powiedzieć, dlaczego Yahoo czuło się zagrożone. VP inżynierii Xfire pracował w Yahoo nad podobnymi rzeczami – w rzeczywistości był wymieniony jako wynalazca w patencie, o który Yahoo pozwało – więc może było w tym coś osobistego. Moim zdaniem ktoś w Yahoo się pomylił. W każdym razie nie prowadzili pozwu zbyt energicznie.
Dlaczego patenty odgrywają tak małą rolę w oprogramowaniu? Mogę pomyśleć o trzech możliwych powodach.
Jednym z nich jest to, że oprogramowanie jest tak skomplikowane, że same patenty nie są warte zbyt wiele. Mogę tu oczerniać inne dziedziny, ale wydaje się, że w większości rodzajów inżynierii można przekazać szczegóły nowej techniki grupie ludzi o średnio-wysokich kwalifikacjach i uzyskać pożądany rezultat. Na przykład, jeśli ktoś opracuje nowy proces wytopu rudy, który daje lepszy uzysk, a ty zbierzesz zespół wykwalifikowanych ekspertów i powiesz im o tym, będą w stanie uzyskać ten sam uzysk. To nie wydaje się działać w oprogramowaniu. Oprogramowanie jest tak subtelne i nieprzewidywalne, że „wykwalifikowani eksperci” nie dają zbyt wiele.
Dlatego rzadko słyszymy zwroty takie jak „wykwalifikowany ekspert” w branży oprogramowania. Taki poziom umiejętności może pozwolić na przykład na dostosowanie oprogramowania do innego oprogramowania – w osiem miesięcy, przy ogromnych kosztach. Aby zrobić coś trudniejszego, potrzebna jest indywidualna błyskotliwość. Jeśli zbierzesz zespół wykwalifikowanych ekspertów i powiesz im, aby stworzyli nowy program poczty e-mail oparty na sieci, zostaną pokonani przez zespół natchnionych dziewiętnastolatków.
Eksperci potrafią implementować, ale nie potrafią projektować. A raczej, wiedza ekspercka w implementacji jest jedyną, którą większość ludzi, w tym sami eksperci, potrafi zmierzyć. [5]
Ale projektowanie to zdecydowana umiejętność. To nie tylko powietrzna niedefiniowalność. Rzeczy zawsze wydają się niedefiniowalne, gdy ich nie rozumiesz. Elektryczność wydawała się powietrzną niedefiniowalnością dla większości ludzi w 1800 roku. Kto wiedział, że jest o niej tyle do wiedzenia? Tak jest z projektowaniem. Niektórzy ludzie są w tym dobrzy, a niektórzy są w tym źli, i jest coś bardzo namacalnego, w czym są dobrzy lub źli.
Powodem, dla którego projektowanie ma tak duże znaczenie w oprogramowaniu, jest prawdopodobnie to, że jest mniej ograniczeń niż w przypadku rzeczy fizycznych. Budowanie rzeczy fizycznych jest kosztowne i niebezpieczne. Przestrzeń możliwych wyborów jest mniejsza; zazwyczaj musisz pracować jako część większej grupy; i podlegasz wielu przepisom. Nie masz nic z tego, jeśli ty i kilku przyjaciół zdecydujecie się stworzyć nową aplikację opartą na sieci.
Ponieważ w oprogramowaniu jest tak wiele miejsca na projektowanie, udana aplikacja jest zazwyczaj czymś więcej niż sumą jej patentów. To, co chroni małe firmy przed kopiowaniem przez większych konkurentów, to nie tylko ich patenty, ale tysiąc drobnych rzeczy, które duża firma zrobi źle, jeśli spróbuje.
Drugim powodem, dla którego patenty nie mają w naszym świecie wielkiego znaczenia, jest to, że startupy rzadko atakują duże firmy frontalnie, tak jak zrobił to Reveal. W branży oprogramowania startupy pokonują ugruntowane firmy, wykraczając poza nie. Startupy nie tworzą programów do przetwarzania tekstu na komputery stacjonarne, aby konkurować z Microsoft Word. [6] Tworzą Writely. Jeśli ten paradygmat jest zatłoczony, po prostu czekaj na następny; działają one dość często na tej trasie.
Na szczęście dla startupów, duże firmy są niezwykle dobre w zaprzeczaniu. Jeśli podejmiesz trud zaatakowania ich z ukosa, spotkają cię w połowie drogi i manewrują, aby utrzymać cię w swoim martwym polu. Pozwanie startupu oznaczałoby przyznanie, że jest niebezpieczny, a to często oznacza dostrzeżenie czegoś, czego duża firma nie chce widzieć. IBM zwykle pozywał swoich konkurentów od mainframe, ale nie przejmował się zbytnio branżą mikrokomputerów, ponieważ nie chciał widzieć zagrożenia, jakie ona stanowiła. Firmy tworzące aplikacje oparte na sieci są podobnie chronione przed Microsoftem, który nawet teraz nie chce wyobrażać sobie świata, w którym Windows jest nieistotny.
Trzecim powodem, dla którego patenty wydają się nie mieć wielkiego znaczenia w oprogramowaniu, jest opinia publiczna – a raczej opinia hakerów. W niedawnym wywiadzie Steve Ballmer nieśmiało pozostawił otwartą możliwość atakowania Linuksa na podstawie patentów. Ale wątpię, czy Microsoft byłby tak głupi. Stanęliby w obliczu matki wszystkich bojkotów. I to nie tylko ze strony społeczności technicznej w ogóle; wielu ich własnych ludzi zbuntowałoby się.
Dobrzy hakerzy bardzo dbają o zasady i są bardzo mobilni. Jeśli firma zacznie źle postępować, mądrzy ludzie tam nie będą pracować. Z jakiegoś powodu wydaje się to bardziej prawdziwe w oprogramowaniu niż w innych biznesach. Nie sądzę, żeby to dlatego, że hakerzy mają wewnętrznie wyższe zasady, ale raczej dlatego, że ich umiejętności są łatwo przenoszalne. Być może możemy podzielić różnicę i powiedzieć, że mobilność daje hakerom luksus bycia zasadniczym.
Polityka Google „nie bądź zły” może z tego powodu być najcenniejszą rzeczą, jaką odkryli. Jest bardzo ograniczająca pod pewnymi względami. Jeśli Google zrobi coś złego, zostanie podwójnie uderzony: raz za cokolwiek zrobił, a drugi raz za hipokryzję. Ale myślę, że jest to tego warte. Pomaga im to zatrudniać najlepszych ludzi, a z czysto egoistycznego punktu widzenia lepiej jest być ograniczonym przez zasady niż przez głupotę.
(Chciałbym, żeby ktoś przekazał tę myśl obecnej administracji.)
Nie jestem pewien, jakie są proporcje powyższych trzech składników, ale zwyczaj wśród dużych firm wydaje się polegać na tym, że nie pozywają małych, a startupy są w większości zbyt zajęte i zbyt biedne, aby pozywać się nawzajem. Więc pomimo ogromnej liczby patentów na oprogramowanie, niewiele jest pozywania. Z jednym wyjątkiem: patentowych trolli.
Patentowi trolle to firmy składające się głównie z prawników, których całym biznesem jest gromadzenie patentów i grożenie pozwem firmom, które faktycznie coś produkują. Patentowi trolle, można bezpiecznie powiedzieć, są źli. Czuję się trochę głupio, mówiąc to, ponieważ kiedy mówisz coś, z czym zgodziliby się zarówno Richard Stallman, jak i Bill Gates, musisz być niebezpiecznie blisko tautologii.
CEO Forgent, jednego z najbardziej notorycznych patentowych trolli, mówi, że to, co robi jego firma, to „amerykański sposób”. W rzeczywistości to nieprawda. Amerykański sposób polega na zarabianiu pieniędzy poprzez tworzenie bogactwa, a nie przez pozywanie ludzi. [7] To, co robią firmy takie jak Forgent, jest w rzeczywistości sposobem proto-przemysłowym. W okresie tuż przed rewolucją przemysłową, niektóre z największych fortun w krajach takich jak Anglia i Francja były tworzone przez dworzan, którzy uzyskali od korony jakieś lukratywne prawo – takie jak prawo do pobierania podatków od importu jedwabiu – a następnie wykorzystywali je do wyciskania pieniędzy od kupców w tym biznesie. Więc kiedy ludzie porównują patentowych trolli do mafii, są bardziej prawdomówni, niż wiedzą, ponieważ mafia również nie jest tylko zła, ale zła konkretnie w sensie przestarzałego modelu biznesowego.
Patentowi trolle wydają się zaskoczyć duże firmy. W ciągu ostatnich kilku lat wyciągnęły od nich setki milionów dolarów. Patentowych trolli trudno zwalczyć właśnie dlatego, że nic nie tworzą. Duże firmy są bezpieczne przed pozwami ze strony innych dużych firm, ponieważ mogą grozić kontrpozwem. Ale ponieważ patentowi trolle niczego nie produkują, nie można ich pozwać. Przewiduję, że ta luka zostanie dość szybko zamknięta, przynajmniej według standardów prawnych. Jest to wyraźne nadużycie systemu, a ofiary są potężne. [8]
Ale jakkolwiek źli są patentowi trolle, nie sądzę, aby znacznie hamowali innowacje. Nie pozywają, dopóki startup nie zarobi pieniędzy, a do tego czasu innowacja, która je wygenerowała, już się wydarzyła. Nie potrafię sobie przypomnieć startupu, który unikał pracy nad jakimś problemem z powodu patentowych trolli.
Tak więc, jeśli chodzi o hokej w obecnej formie. Co z bardziej teoretycznym pytaniem, czy hokej byłby lepszą grą bez przepychanek? Czy patenty zachęcają, czy zniechęcają do innowacji?
To bardzo trudne pytanie do odpowiedzi w ogólnym przypadku. Ludzie piszą całe książki na ten temat. Jednym z moich głównych hobby jest historia technologii i chociaż studiowałem ten temat przez lata, zajęłoby mi kilka tygodni badań, aby móc powiedzieć, czy patenty generalnie były zyskiem netto.
Jedno, co mogę powiedzieć, to że 99,9% ludzi, którzy wyrażają opinie na ten temat, robi to nie na podstawie takich badań, ale z powodu pewnego rodzaju religijnego przekonania. Przynajmniej tak brzmi uprzejma wersja; potoczna wersja obejmuje mowę wydobywającą się z organów, które nie były do tego przeznaczone.
Niezależnie od tego, czy zachęcają do innowacji, czy nie, patenty przynajmniej miały to na celu. Nie dostajesz patentu za darmo. W zamian za wyłączne prawo do korzystania z pomysłu, musisz go opublikować, a to właśnie w celu zachęcenia do takiej otwartości ustanowiono patenty.
Przed patentami ludzie chronili pomysły, utrzymując je w tajemnicy. Z patentami rządy centralne mówiły, w efekcie, jeśli opowiesz wszystkim o swoim pomyśle, my go dla ciebie ochronimy. Jest tu podobieństwo do powstania porządku cywilnego, które miało miejsce mniej więcej w tym samym czasie. Zanim rządy centralne stały się wystarczająco potężne, aby egzekwować porządek, bogaci ludzie mieli prywatne armie. W miarę jak rządy stawały się potężniejsze, stopniowo zmuszały magnatów do zrzeczenia się większości odpowiedzialności za ich ochronę. (Magnaci nadal mają ochroniarzy, ale już nie po to, by chronić ich przed innymi magnatami.)
Patenty, podobnie jak policja, są zaangażowane w wiele nadużyć. Ale w obu przypadkach domyślnie jest coś gorszego. Wybór nie brzmi „patenty czy wolność?”, tak jak nie brzmi „policja czy wolność?”. Rzeczywiste pytania brzmią odpowiednio „patenty czy tajemnica?” i „policja czy gangi?”
Podobnie jak w przypadku gangów, mamy pewne pojęcie o tym, jak wyglądałaby tajemnica, ponieważ tak było kiedyś. Gospodarka Europy średniowiecznej była podzielona na małe plemiona, z których każde zazdrośnie strzegło swoich przywilejów i tajemnic. W czasach Szekspira „tajemnica” była synonimem „rzemiosła”. Nawet dziś możemy dostrzec echo średniowiecznej tajemnicy gildii w teraz bezcelowej tajemnicy Masonów.
Najbardziej pamiętnym przykładem średniowiecznej tajemnicy przemysłowej jest prawdopodobnie Wenecja, która zakazała dmuchaczom szkła opuszczania miasta i wysyłała zabójców po tych, którzy próbowali. Moglibyśmy pomyśleć, że nie posunęlibyśmy się tak daleko, ale przemysł filmowy już próbował przeforsować prawa przewidujące trzyletnie kary więzienia tylko za umieszczanie filmów w sieciach publicznych. Chcesz spróbować przerażającego eksperymentu myślowego? Gdyby przemysł filmowy mógł mieć jakiekolwiek prawo, jakie by chciał, gdzie by się zatrzymał? Zakładając, że nie kara śmierci, ale jak blisko by się znaleźli?
Nawet gorsze niż spektakularne nadużycia może być ogólny spadek wydajności, który towarzyszyłby zwiększonej tajemnicy. Jak każdy, kto miał do czynienia z organizacjami działającymi na zasadzie „tylko wiedzący, co potrzebuje”, może zaświadczyć, dzielenie informacji na małe komórki jest strasznie nieefektywne. Wadą zasady „tylko wiedzący, co potrzebuje” jest to, że nie wiesz, kto potrzebuje czegoś wiedzieć. Pomysł z jednego obszaru może zainspirować wielkie odkrycie w innym. Ale odkrywca nie wie, że musi to wiedzieć.
Gdyby tajemnica była jedyną ochroną dla pomysłów, firmy musiałyby być tajne nie tylko wobec innych firm; musiałyby być tajne wewnętrznie. To wzmocniłoby to, co już jest najgorszą cechą dużych firm.
Nie mówię, że tajemnica byłaby gorsza od patentów, tylko że nie moglibyśmy pozbyć się patentów za darmo. Firmy stałyby się bardziej tajne, aby to zrekompensować, a w niektórych dziedzinach mogłoby to być nieprzyjemne. Nie bronię też obecnego systemu patentowego. Jest w nim wyraźnie wiele wad. Ale te wady wydają się dotykać oprogramowania mniej niż większość innych dziedzin.
W branży oprogramowania z doświadczenia wiem, czy patenty zachęcają, czy zniechęcają do innowacji, a odpowiedź jest taka, jakiej ludzie lubiący kłócić się o politykę publiczną najmniej lubią słyszeć: nie wpływają one zbytnio na innowacje, ani w jedną, ani w drugą stronę. Większość innowacji w branży oprogramowania odbywa się w startupach, a startupy powinny po prostu ignorować patenty innych firm. Przynajmniej tak doradzamy i stawiamy pieniądze na tę radę.
Jedyną prawdziwą rolą patentów dla większości startupów jest element tańca godowego z nabywcami. Tam patenty faktycznie trochę pomagają. I tak pośrednio zachęcają do innowacji, ponieważ dają większą siłę startupom, które są miejscem, gdzie, w przeliczeniu na funt, dzieje się najwięcej innowacji. Ale nawet w tańcu godowym patenty mają drugorzędne znaczenie. Ważniejsze jest stworzenie czegoś wspaniałego i zdobycie wielu użytkowników.
Przypisy
[1] Trzeba tu być ostrożnym, ponieważ wielkie odkrycie często wydaje się oczywiste z perspektywy czasu. Jednoklikowe zamawianie jednak nie jest takim odkryciem.
[2] „Nadstawianie drugiego policzka” omija problem; kluczowe pytanie nie dotyczy tego, jak radzić sobie z policzkowaniem, ale z pchnięciami miecza.
[3] Aplikowanie o patent jest teraz bardzo powolne, ale może być faktycznie złe, gdyby to się poprawiło. Obecnie czas potrzebny na uzyskanie patentu jest wygodnie dłuższy niż czas potrzebny startupowi na odniesienie sukcesu lub porażkę.
[4] Zamiast kanonicznego „czy moglibyście to zbudować?” być może ludzie z działu rozwoju korporacyjnego powinni pytać „czy zbudujecie to?” albo nawet „dlaczego jeszcze tego nie zbudowaliście?”
[5] Zdolność projektowania jest tak trudna do zmierzenia, że nie można nawet ufać wewnętrznym standardom świata projektowania. Nie można zakładać, że ktoś z dyplomem z projektowania jest dobry w projektowaniu, ani że wybitny projektant jest lepszy od swoich rówieśników. Gdyby to działało, każda firma mogłaby tworzyć produkty tak dobre jak Apple, po prostu zatrudniając wystarczająco wykwalifikowanych projektantów.
[6] Jeśli ktoś chciałby spróbować, chętnie byśmy o tym usłyszeli. Podejrzewam, że jest to jedna z tych rzeczy, które nie są tak trudne, jak wszyscy zakładają.
[7] Patentowi trolle nie mogą nawet twierdzić, jak spekulanci, że „tworzą” płynność.
[8] Jeśli duże firmy nie chcą czekać na działania rządu, istnieje sposób, aby same walczyć. Przez długi czas myślałem, że nie ma, ponieważ nie było się czego chwycić. Ale jest jeden zasób, którego potrzebują patentowi trolle: prawnicy. Duże firmy technologiczne między sobą generują wiele spraw prawnych. Gdyby zgodziły się między sobą nigdy nie współpracować z żadną firmą zatrudniającą kogokolwiek, kto pracował dla patentowego trolla, zarówno jako pracownik, jak i zewnętrzny doradca, prawdopodobnie mogłyby zagłodzić trolle potrzebnymi im prawnikami.
Dzięki Danowi Bloombergowi, Paulowi Buchheitowi, Sarah Harlin, Jessice Livingston i Peterowi Norvig za przeczytanie wersji roboczych tego tekstu, Joelowi Lehrerowi i Peterowi Eng za odpowiedzi na moje pytania dotyczące patentów, oraz Ankurowi Pansari za zaproszenie mnie do wystąpienia.