Jak powstał Y Combinator

Marzec 2012

  1. urodziny Y Combinator przypadły na 11 marca. Jak zwykle byliśmy tak zajęci, że zauważyliśmy to dopiero kilka dni później. Chyba nigdy nie udało nam się pamiętać o naszych urodzinach w dniu naszych urodzin.

11 marca 2005 roku szliśmy z Jessiką do domu po kolacji w Harvard Square. Jessica pracowała wtedy w banku inwestycyjnym, ale nie podobało jej się to, więc przeszła rozmowę kwalifikacyjną na stanowisko dyrektora marketingu w funduszu VC w Bostonie. Fundusz VC robił to, co teraz wydaje się komicznie znajome dla funduszu VC: długo zwlekał z podjęciem decyzji. W międzyczasie opowiadałem Jessice wszystko, co powinni zmienić w biznesie VC — zasadniczo idee leżące u podstaw Y Combinator: inwestorzy powinni robić więcej, mniejsze inwestycje, powinni finansować hakerów zamiast garniturów, powinni być skłonni finansować młodszych założycieli itp.

W tamtym czasie myślałem o inwestowaniu anielskim. Właśnie wygłosiłem przemówienie do studenckiego klubu komputerowego na Harvardzie na temat jak założyć startup, i uderzyło mnie później, że chociaż zawsze miałem zamiar inwestować anielsko, minęło 7 lat odkąd miałem wystarczająco dużo pieniędzy, żeby to zrobić, a ja wciąż nie zacząłem. Myślałem też o sposobach ponownej współpracy z Robertem Morrisem i Trevorem Blackwell. Kilka godzin wcześniej wysłałem im e-mail, próbując dowiedzieć się, co moglibyśmy razem zrobić.

Między Harvard Square a moim domem pomysł nabrał kształtu. Założylibyśmy własną firmę inwestycyjną i Jessica mogłaby tam pracować zamiast tego. Kiedy skręciliśmy na Walker Street, zdecydowaliśmy się to zrobić. Zgodziłem się zainwestować 100 tys. dolarów w nowy fundusz, a Jessica zgodziła się rzucić pracę, żeby w nim pracować. Przez następne kilka dni zrekrutowałem Roberta i Trevora, którzy zainwestowali po kolejne 50 tys. dolarów. Tak więc YC zaczęło z 200 tys. dolarów.

Jessica była tak szczęśliwa, że mogła rzucić pracę i założyć własną firmę, że zrobiłem jej zdjęcie po powrocie do domu.

Firma nie nazywała się jeszcze Y Combinator. Na początku nazwaliśmy ją Cambridge Seed. Ale ta nazwa nigdy nie ujrzała światła dziennego, ponieważ zanim ogłosiliśmy ją kilka dni później, zmieniliśmy nazwę na Y Combinator. Wcześnie zdaliśmy sobie sprawę, że to, co robimy, może mieć zasięg krajowy i nie chcieliśmy nazwy, która wiązałaby nas z jednym miejscem.

Na początku mieliśmy tylko część pomysłu. Zamierzaliśmy robić finansowanie zalążkowe ze standardowymi warunkami. Przed YC finansowanie zalążkowe było bardzo chaotyczne. Dostawałeś te pierwsze 10 tys. dolarów od bogatego wujka swojego przyjaciela. Warunki transakcji były często katastrofalne; często ani inwestor, ani założyciele, ani prawnik nie wiedzieli, jak powinny wyglądać dokumenty. Wczesna historia Facebooka jako Florida LLC pokazuje, jak losowe mogły być rzeczy w tamtych czasach. Mieliśmy być czymś, czego wcześniej nie było: standardowym źródłem finansowania zalążkowego.

Modelowaliśmy YC na finansowaniu zalążkowym, które sami otrzymaliśmy, gdy zakładaliśmy Viaweb. Zaczęliśmy Viaweb z 10 tys. dolarów, które otrzymaliśmy od naszego przyjaciela Juliana Webera, męża Idelle Weber, której lekcję malarstwa brałem jako student na Harvardzie. Julian znał się na biznesie, ale nie nazwałbyś go garniturem. Między innymi był prezesem National Lampoon. Był też prawnikiem i dopilnował, żeby wszystkie nasze dokumenty były w porządku. W zamian za 10 tys. dolarów, przygotowanie nas jako firmy, nauczenie nas, czym jest biznes, i zachowanie spokoju w czasach kryzysu, Julian dostał 10% Viaweb. Pamiętam, jak kiedyś pomyślałem, jak dobry interes zrobił Julian. A potem sekundę później zdałem sobie sprawę, że bez Juliana Viaweb nigdy by się nie udało. Więc chociaż był to dla niego dobry interes, to był to również dobry interes dla nas. Dlatego wiedziałem, że jest miejsce na coś takiego jak Y Combinator.

Na początku nie mieliśmy tego, co okazało się najważniejszym pomysłem: finansowania startupów synchronicznie, zamiast asynchronicznie, jak to było zawsze robione wcześniej. A raczej mieliśmy pomysł, ale nie zdawaliśmy sobie sprawy z jego znaczenia. Bardzo wcześnie zdecydowaliśmy, że pierwszą rzeczą, którą zrobimy, będzie sfinansowanie grupy startupów w nadchodzącym lecie. Ale początkowo nie zdawaliśmy sobie sprawy, że to będzie sposób, w jaki będziemy inwestować. Powodem, dla którego zaczęliśmy od finansowania grupy startupów naraz, nie było to, że uważaliśmy, że będzie to lepszy sposób finansowania startupów, ale po prostu dlatego, że chcieliśmy nauczyć się być inwestorami anielskimi, a letni program dla studentów wydawał się najszybszym sposobem, aby to zrobić. Nikt nie traktuje letnich prac tak poważnie. Koszt alternatywny dla grupy studentów spędzających lato pracując nad startupami był na tyle niski, że nie czulibyśmy się winni, zachęcając ich do tego.

Wiedzieliśmy, że studenci już planują lato, więc zrobiliśmy to, co zawsze mówimy startupom: uruchomiliśmy szybko. Oto początkowe ogłoszenie i opis tego, co w tamtym czasie nazywało się Summer Founders Program.

Mieliśmy szczęście, że długość i struktura programu letniego okazały się idealne dla tego, co robimy. Struktura cyklu YC jest nadal prawie identyczna jak w pierwszym lecie.

Mieliśmy też szczęście, jeśli chodzi o pierwszą grupę założycieli. Nigdy nie spodziewaliśmy się zarobić na tej pierwszej grupie. Pieniądze, które inwestowaliśmy, traktowaliśmy jako połączenie wydatków edukacyjnych i darowizny charytatywnej. Ale założyciele z pierwszej grupy okazali się zaskakująco dobrzy. I świetni ludzie też. Nadal przyjaźnimy się z wieloma z nich dzisiaj.

Trudno jest ludziom zrozumieć teraz, jak nieistotne wydawało się YC w tamtym czasie. Nie mogę winić ludzi, którzy nie traktowali nas poważnie, ponieważ sami nie traktowaliśmy tego pierwszego programu letniego poważnie na samym początku. Ale w miarę postępu lata byliśmy coraz bardziej pod wrażeniem tego, jak dobrze radzą sobie startupy. Inni ludzie też zaczęli być pod wrażeniem. Jessica i ja wymyśliliśmy termin „efekt Y Combinator”, aby opisać moment, w którym ktoś zdał sobie sprawę, że YC nie jest całkowicie do bani. Kiedy ludzie przychodzili do YC, aby przemawiać na kolacjach tego pierwszego lata, przychodzili w duchu kogoś, kto przemawia do zastępu harcerzy. Kiedy wychodzili z budynku, wszyscy mówili coś w stylu: „Wow, te firmy mogą faktycznie odnieść sukces”.

Teraz YC jest na tyle znane, że ludzie nie są już zaskoczeni, gdy firmy, które finansujemy, są legalne, ale minęło trochę czasu, zanim reputacja dogoniła rzeczywistość. To jeden z powodów, dla których szczególnie lubimy finansować pomysły, które mogą być odrzucane jako „zabawki” — ponieważ samo YC było początkowo odrzucane jako takie.

Kiedy zobaczyliśmy, jak dobrze działa finansowanie firm synchronicznie, postanowiliśmy kontynuować. Finansowalibyśmy dwie grupy startupów rocznie.

Drugą grupę sfinansowaliśmy w Dolinie Krzemowej. To była decyzja w ostatniej chwili. Z perspektywy czasu myślę, że to, co mnie przekonało, to wyjazd na Foo Camp jesienią. Gęstość ludzi od startupów w Bay Area była znacznie większa niż w Bostonie, a pogoda była bardzo ładna. Pamiętałem to z życia tam w latach 90. Poza tym nie chciałem, żeby ktoś inny nas skopiował i opisał to jako Y Combinator Doliny Krzemowej. Chciałem, żeby YC było Y Combinator Doliny Krzemowej. Więc zrobienie zimowej grupy w Kalifornii wydawało się jednym z tych rzadkich przypadków, kiedy wybór egoistyczny i ambitny były tym samym.

Gdybyśmy mieli wystarczająco dużo czasu, żeby zrobić to, czego chcieliśmy, Y Combinator byłby w Berkeley. To była nasza ulubiona część Bay Area. Ale nie mieliśmy czasu, żeby zdobyć budynek w Berkeley. Nie mieliśmy czasu, żeby zdobyć własny budynek gdziekolwiek. Jedynym sposobem, żeby zdobyć wystarczająco dużo miejsca na czas, było przekonanie Trevora, żeby pozwolił nam przejąć część jego (jak się wtedy wydawało) gigantycznego budynku w Mountain View. Znowu mieliśmy szczęście, bo Mountain View okazało się idealnym miejscem na umieszczenie czegoś takiego jak YC. Ale nawet wtedy ledwo się udało. Na pierwszej kolacji w Kalifornii musieliśmy ostrzec wszystkich założycieli, żeby nie dotykali ścian, bo farba była jeszcze mokra.