Zjednoczona Teoria Sucksowania VC

Marzec 2005

Kilka miesięcy temu dostałem e-mail od rekrutera z zapytaniem, czy byłbym zainteresowany pracą "technologa w rezydencji" w nowym funduszu venture capital. Myślę, że chodziło o to, żebym był Karolem Roviem dla George'a Busha z VC.

Rozważałem to przez jakieś cztery sekundy. Praca dla funduszu VC? Fuj.

Jednym z moich najżywszych wspomnień z naszego startupu jest wizyta w Greylock, słynnych bostońskich VC. Byli najbardziej aroganckimi ludźmi, jakich w życiu spotkałem. A spotkałem wielu aroganckich ludzi. [1]

Nie jestem oczywiście sam w tym odczuciu. Nawet mój przyjaciel z branży VC nie lubi VC. "Chuje" – mówi.

Ale ostatnio dowiedziałem się więcej o tym, jak działa świat VC, i kilka dni temu uderzyło mnie, że jest powód, dla którego VC są tacy, jacy są. To nie tyle dlatego, że biznes przyciąga dupków, ani nawet dlatego, że władza, którą posiadają, ich korumpuje. Prawdziwy problem polega na tym, jak są wynagradzani.

Problem z funduszami VC polega na tym, że są to fundusze. Podobnie jak menedżerowie funduszy inwestycyjnych czy hedgingowych, VC otrzymują procent od zarządzanych pieniędzy: około 2% rocznie opłat za zarządzanie, plus procent od zysków. Chcą więc, aby fundusz był ogromny – setki milionów dolarów, jeśli to możliwe. Ale to oznacza, że każdy partner jest odpowiedzialny za inwestowanie dużej ilości pieniędzy. A ponieważ jedna osoba może zarządzać tylko ograniczoną liczbą transakcji, każda transakcja musi opiewać na wiele milionów dolarów.

Okazuje się, że to wyjaśnia prawie wszystkie cechy VC, których założyciele nienawidzą.

Wyjaśnia, dlaczego VC tak boleśnie długo podejmują decyzje i dlaczego ich due diligence przypomina przeszukanie ciała. [2] Mając tak wiele do stracenia, muszą być paranoikami.

Wyjaśnia, dlaczego kradną twoje pomysły. Każdy założyciel wie, że VC ujawnią twoje sekrety twoim konkurentom, jeśli ostatecznie ich sfinansują. Nie jest niespotykane, że VC spotykają się z tobą, nie mając zamiaru cię finansować, tylko po to, by wyciągnąć z ciebie informacje dla konkurenta. Ta perspektywa sprawia, że naiwni założyciele są niezdarnie tajemniczy. Doświadczeni założyciele traktują to jako koszt prowadzenia działalności. Tak czy inaczej, to jest do bani. Ale znowu, jedynym powodem, dla którego VC są tak przebiegli, są gigantyczne transakcje, które przeprowadzają. Mając tak wiele do stracenia, muszą być podstępni.

Wyjaśnia, dlaczego VC mają tendencję do ingerowania w firmy, w które inwestują. Chcą być w twojej radzie nie tylko po to, by ci doradzać, ale także po to, by cię obserwować. Często nawet instalują nowego CEO. Tak, może mieć on bogate doświadczenie biznesowe. Ale jest też ich człowiekiem: ci nowo zainstalowani CEO zawsze odgrywają rolę komisarza politycznego w jednostce Armii Czerwonej. Mając tak wiele do stracenia, VC nie mogą się oprzeć pokusie mikrozarządzania.

Same ogromne inwestycje są czymś, czego założyciele by nie polubili, gdyby zdali sobie sprawę, jak bardzo mogą być szkodliwe. VC nie inwestują x milionów, ponieważ tyle potrzebujesz, ale ponieważ tyle wymaga struktura ich biznesu. Jak sterydy, te nagłe ogromne inwestycje mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. Google przetrwał ogromne finansowanie VC, ponieważ mógł legalnie wchłonąć duże ilości pieniędzy. Musieli kupić wiele serwerów i dużo przepustowości, aby zaindeksować całą sieć. Mniej szczęśliwe startupy po prostu zatrudniają armie ludzi, którzy siedzą i odbywają spotkania.

W zasadzie można by wziąć ogromną inwestycję VC, umieścić ją w bonach skarbowych i nadal działać oszczędnie. Po prostu spróbuj.

I oczywiście gigantyczne inwestycje oznaczają gigantyczne wyceny. Muszą, bo inaczej nie zostaje wystarczająco dużo akcji, aby założyciele byli zainteresowani. Można by pomyśleć, że wysoka wycena to świetna rzecz. Wielu założycieli tak uważa. Ale papieru nie można zjeść. Nie można skorzystać z wysokiej wyceny, chyba że uda ci się osiągnąć coś, co w branży nazywa się "wydarzeniem płynnościowym", a im wyższa twoja wycena, tym węższe masz opcje, aby to osiągnąć. Wielu założycieli byłoby szczęśliwych, sprzedając swoją firmę za 15 milionów dolarów, ale VC, którzy właśnie zainwestowali przy wycenie przedemisyjnej w wysokości 8 milionów dolarów, nie chcą o tym słyszeć. Rzucasz kostką ponownie, czy ci się to podoba, czy nie.

W 1997 roku jeden z naszych konkurentów zebrał 20 milionów dolarów w jednej rundzie finansowania VC. W tamtym czasie było to więcej niż wycena naszej całej firmy. Czy byłem zaniepokojony? Wcale nie: byłem zachwycony. To było jak oglądanie samochodu, który gonię, skręcającego w ulicę, o której wiem, że nie ma wyjścia.

Ich najmądrzejszym posunięciem w tamtym momencie byłoby wzięcie każdego pensa z tych 20 milionów dolarów i kupienie nas. Sprzedalibyśmy. Ich inwestorzy byliby oczywiście wściekli. Ale myślę, że głównym powodem, dla którego nigdy tego nie rozważali, było to, że nigdy nie wyobrażali sobie, że można nas dostać tak tanio. Prawdopodobnie zakładali, że jesteśmy na tym samym wagonie VC, co oni.

W rzeczywistości wydaliśmy tylko około 2 milionów dolarów przez całe nasze istnienie. A to dało nam elastyczność. Mogliśmy sprzedać się Yahoo za 50 milionów dolarów i wszyscy byli zachwyceni. Gdyby nasz konkurent zrobił to samo, ostatni inwestorzy prawdopodobnie straciliby pieniądze. Zakładam, że mogliby zawetować taką transakcję. Ale nikt w tamtych czasach nie płacił znacznie więcej niż Yahoo. Więc chyba że ich założyciele mogliby przeprowadzić IPO (co byłoby trudne przy Yahoo jako konkurentowi), nie mieli innego wyjścia, jak jechać dalej.

Pompujące się firmy, które weszły na giełdę podczas Bańki, nie zrobiły tego tylko dlatego, że zostały wciągnięte przez nieuczciwych bankierów inwestycyjnych. Większość była równie mocno pchana z drugiej strony przez VC, którzy zainwestowali przy wysokich wycenach, pozostawiając IPO jako jedyną drogę wyjścia. Jedynymi głupszymi byli inwestorzy indywidualni. Więc dosłownie było IPO albo nic. A raczej, IPO, a potem nic, albo po prostu nic.

Zsumuj wszystkie dowody zachowań VC, a wynikowa osobowość nie jest atrakcyjna. W rzeczywistości jest to klasyczny złoczyńca: naprzemiennie tchórzliwy, chciwy, przebiegły i apodyktyczny.

Kiedyś przyjmowałem za pewnik, że VC są tacy. Narzekanie, że VC to dupki, wydawało mi się wtedy naiwne, tak jak narzekanie, że użytkownicy nie czytają instrukcji obsługi. Oczywiście, że VC byli dupkami. Jak mogłoby być inaczej?

Ale teraz zdaję sobie sprawę, że nie są z natury dupkami. VC są jak sprzedawcy samochodów czy biurokraci: natura ich pracy zmienia ich w dupków.

Spotkałem kilku VC, których lubię. Mike Moritz wydaje się być dobrym facetem. Ma nawet poczucie humoru, co jest prawie niespotykane wśród VC. Z tego, co czytałem o Johnie Doerrze, on też wydaje się być dobrym facetem, prawie hakerem. Ale pracują dla najlepszych funduszy VC. A moja teoria wyjaśnia, dlaczego byliby inni: tak jak najpopularniejsi ludzie nie muszą prześladować nerdów, tak najlepsi VC nie muszą zachowywać się jak VC. Dostają najlepsze okazje. Więc nie muszą być tak paranoiczni i przebiegli, i mogą wybierać te rzadkie firmy, jak Google, które faktycznie skorzystają z gigantycznych sum, do których są zmuszeni inwestować.

VC często narzekają, że w ich branży jest za dużo pieniędzy goniących za zbyt małą liczbą okazji. Niewielu zdaje sobie sprawę, że to opisuje również wadę sposobu działania finansowania na poziomie poszczególnych firm.

Być może była to strategiczna wnikliwość, którą miałem przedstawić jako "technolog w rezydencji". Jeśli tak, dobra wiadomość jest taka, że dostają ją za darmo. Zła wiadomość jest taka, że jeśli nie jesteś jednym z najlepszych funduszy, jesteś skazany na bycie tym złym.

Przypisy

[1] Po tym, jak Greylock wyrzucił założyciela Philipa Greenspuna z ArsDigita, napisał on przezabawny, ale także bardzo pouczający esej na ten temat.

[2] Ponieważ większość VC nie jest techniczna, technologiczna strona ich due diligence przypomina przeszukanie ciała przez kogoś z wadliwą wiedzą o ludzkiej anatomii. Po pewnym czasie byliśmy dość obolali od prób VC, by zbadać nasze nieistniejące orificium bazodanowe.

Nie, nie używamy Oracle. Po prostu przechowujemy dane w plikach. Naszym sekretem jest użycie systemu operacyjnego, który nie gubi naszych danych. Którego systemu operacyjnego? FreeBSD. Dlaczego używasz tego zamiast Windows NT? Ponieważ jest lepszy i nic nie kosztuje. Co, używasz darmowego systemu operacyjnego?

Ile razy ta rozmowa się powtórzyła. Potem, gdy dotarliśmy do Yahoo, odkryliśmy, że oni również używali FreeBSD i przechowywali swoje dane w plikach.